• Kocham to! 3
Skocz do zawartości
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Joachim Cargalho

Freutreggër
  • Postów

    114
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6

Treść opublikowana przez Joachim Cargalho

  1. Joachim przyglądał się temu z pewnym rozbawieniem. - Moja Droga - chwycił ją za rękę i wskazał na grzyba, którego omal nie rozdeptała. -Jak znajdziesz jeszcze jednego takiego, to robię kolację! - próbował zachęcić ją do dalszych poszukiwań. Ona wycięła grzyba, którego znalazła i ruszyli dalej. Mimo, iż wyraźnie nie było to zajęcie, o którym marzyła, to dzielnie znosiła trudy poranka i chłód, jaki towarzyszył grzybobraniu. Chwycił ją za rękę i szli dalej stawiając wspólne kroki. - Tej kleszcze, nawet nie próbujcie się zbliżyć, bo Was wypalimy co do jednego. Akurat w tym mamy doświadczenie - rzucił w eter, przypominając sobie pożar edelweisskich lasów, który wywołali w czasie jednych z manewrow. Chciał dodać jej otuchy, a często próbował robić to żartem. Często bagatelizował pewne sprawy, choć dla niej mogły one w tym czasie być rzeczywistym problemem. Chodzili chwilę razem, jednak żaden grzyb nie wpadł im w oko. Znaleźli za to leżący pień drewna, który postanowili wykorzystać na przerwę. Rozdał kanapki z czesnoradzką sałatą spod jeden z elektrowni i nalał herbaty - na pewno dobrze rozgrzeje - powiedział, podając kubek. Siedząc na kłodzie, obserwowali jak sylwetki@Albert Fryderyk de Espadai @Bolesław Kirianóo von Hohenburgmigają między drzewami. - Ciekawe, jak im idzie... - zastanawiał się głośno. Po czym spojrzał się wzrokiem pełnym nadziei na jakąś akcje - może ich oskubiemy? - i zaśmiał się znowu.
  2. W końcu usłyszał jakieś szmery, a gdy odwrócił się, Lieselotte siedziała na brzegu łóżka, nadal bez większego entuzjazmu. - Będzie fajnie! Zobaczysz! - zachęcał ją cały czas, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że nic nie przebiłoby kolejnej godzinki błogiego snu. Wstała w końcu by się przygotować, aż w końcu ukazała swoje oblicze pytając o opinię. Joachim, uśmiechnął się tylko i rzekł - Nooo, wyglądasz na pewno profesjonalnie. Wyszli w końcu, a w drodze do lasu tłumaczył jej najważniejsze informacje. - Słuchaj, no tutaj nikt nie ogłaszał co mamy zbierać. Wrzucajmy wszystko do koszyków i zobaczymy co z tego wyjdzie - zażartował sobie, po czym objął ja ramieniem i dodał - żebyś tylko szyszek tutaj nie dorzucała. Muratyckie lasy miały wszystko, czego potrzebowały grzyby do wzmożonego wzrostu. Wychodziło na to, że koszyki szybko się zapełnią. Nie zdążyli dobrze się rozejrzeć, a już pierwszy z znalazł się pod ich stopami. - O, zobacz! - powiedział z podekscytowania, kiedy wskazywał na pierwszy okaz. - Ten wygląda na taki spoza konkursu, ale grzyb to grzyb - mówił wycinając go scyzorykiem. Wstał z kolana i wrzucił go do koszyka Lieselotte. - Niech będzie, na szczęście - stwierdził uśmiechając się jak to miał w zwyczaju. - Byłabyś na pewno bardzo dobrą, Grzybną Babą - dodał żartobliwie. Dotąd razem po lasach chodzili wyłącznie pełniąc służbę wojskową. Raz jeden uczestniczyli w polowaniu, ale wtedy Lieselotte nie za bardzo miała ochotę zerkać w kierunku Joachima. Uśmiechnął się na to wspomnienie i zerknął na nią, kiedy ona właśnie przerzucała leżące gałęzie, w poszukiwaniu zdobyczy. Pod jednym z dębów rosła para innych grzybów. - Mamy dwa kolejne! - powiedział, rozglądając się wokół, czy też nie ma żadnych następnych. - Kolejne wycinasz Ty! - zaczepił ją, gdy ta z podpartymi na biodrach rękoma, oczekiwała aż skończy on swoją robotę.
  3. Już wczesnym rankiem dało się słyszeć trzaskające gałęzie pod stopami pierwszych grzybiarzy. Tytuł Grzybnego Dziada był nielada osiągnięciem dla każdego mieszkańca Muratyki. Skusił on jednak do przybycia również innych mieszkańców mikroświata. - Wstawaj, bo nam wszystkie grzyby wyzbierają - szturchał Lieselotte, chcąc zachęć ją do pobudki. Powinniśmy już tam być. Przygotowałem dwa koszyki, scyzoryki oraz kanapki i ciepłą herbatę z małym dodatkiem naleweczki. Nie ukrywał dumy z wyposażenia które miał już gotowe. - Kupiłem Ci nawet nowe kalosze! - szukał kolejnego sposobu, by Pani Augentrost chociaż spróbowała otworzyć jedno oko. Podszedł do okna, z którego mieli widok na las nieopodal. - Kurka, no... Już ktoś tam chodzi! Musimy go wyprzedzić! - mówił już teraz do siebie, gdyż nadal nie słyszał żadnych ruchów zwiastujacych rychłe powstanie Lieselotte.
  4. - Byłem święcie przekonany, że ustaliliśmy to na wrzesień, Herr Oberhaupt - wdali się w wewnętrzną dyskusję, a później zwrócił się do Towarzyszy - Ludowe Zakłady Naukowe brzmią świetnie. Gdybyście nas tam oprowadzili, na pewno mielibyśmy o czym opowiadać w Edelweiss!
  5. - A propos piwa! - pobudził się Cargalho - w przyszłym miesiącu będziemy najpewniej obchodzić święto tego trunku. W takim razie musicie do nas przyjechać ze swoimi specjałami! - zapraszał już gości. - To co? Idziemy coś pozwiedzać? - zapytał.
  6. - Uuuuu - Cargalho był wyraźnie zafrasowany - a co było powodem rozebrania tych instytucji? To te braki materiałów? - dopytywał.
  7. Atmosfera nieco się już rozluźniła, dlatego poluźnił nieco wiązanie krawata i swawolnie rozsiadł się na fotelu w gabinecie. - Piękna defilada, doprawdy piękna! - powiedział raz jeszcze, jakby na potwierdzenie wcześniejszego komentarza. - Raczej nam nie spieszno, Towarzysze - odpowiedział na zapewnienia o dostarczeniu ich na lotnisko. - Ostatnia wizyta Towarzysza Drenina w Edelweiss obfitowała w krótką pogawędkę między nami. Problemy z zaopatrzeniem na pewno są dużym problemem. Nas też to dotyczy, nie da się ukryć - stwierdził i zamyślił się chwilę - Chętnie poznałbym lepiej Czesnorad, może zrobimy sobie jakąś wycieczkę i pokażecie nam swoje największe odkrycia technologiczne? - zasugerował. - Byłbym również szczęśliwy, gdybyście pokazali kawałek swoich osiągnięć naukowych - rzucił, wiedząc dobrze, ze Czesnorad wyrasta powoli na hegemona w dziedzinie oświaty. - A jakbyśmy wypili po kieliszku w jakimś małym barze, gdzie nikt się nas nie spodziewa? To dopiero byłaby frajda dla pismaków i zwykłych ludzi. Wielcy wodzowie... i moja osoba... jak równi z równymi...razem ze zwykłymi ludźmi Czesnoradu. - zasugerował podekscytowany.
  8. Cargalho zerkał z podestu na przemierzające plac pojazdy militarne Republiki Socjalistycznej Czesnoradu. W tle grała muzyka, która była bardzo skoczna i idealnie nadawała się do dyktowania tempa defiladzie, która się odbywała. Joachim wystukiwał sobie rytm palcami o murowaną balustradę podium, na którym stali. - Jak zwykle, przyjechał, popatrzył, uśmiechał się i nic nie dostał - myślał sobie, kiedy Oberhaupt wręczał odznaczenia ich nowym przyjaciołom. Oczywiście nadal sympatycznie uśmiechał się do wszystkich i odpowiadał na pozdrowienia. Kiedy wszystkie pokazy się skończyły, zostali zaproszeni z powrotem do gabinetu. Tworzysz Molotin wskazał im drogę, a Cargalho mijając go rzucił tylko - No nie powiem... Macie rozmach - oczywiście miało to być pochwalenie ich przygotowań do wizyty.
  9. - Nie chcielibyście Panowie zawrzeć już jakiś konkretniejszych punktów? - dopytywał. - Przyznam, ze samo zatwierdzenie traktatu, by zaznaczyć swoje wzajemne, przyjacielskie stosunki jest dla nas satysfakcjonującym tematem. Tym bardziej, zę poznaliśmy się w momencie, gdy Wasza państwowość dopiero się wykluwała - uśmiechnął się szczerze. - Osobiście nie satysfakcjonują mnie takie puste dokumenty, choć oczywiście jestem tutaj tylko asystentem. - opowiadał. - Będziecie mieli zamiar otworzyć u nas ambasadę? - dopytywał.
  10. - Chwila, chwila... - wtrącił się Cargalho - ... chyba mi tu kilka punktów nie pasuje. - Przecież właściwie nie mamy określonego prawa międzynarodowego... - stwierdził.
  11. - Jak zwykle nie w czas - mówił do siebie wchodząc do gabinetu Sekretarza Generalnego. Ku jego zdziwieniu, wszyscy byli już na miejscu. On jeszcze wkładał sobie do ust ostatni kęs kanapki, którą kupił przed urzędem. Typowa pajda chleba ze smalcem a na niej ogórek kiszony. Oblizał palce, przetarł je o garnitur, który specjalnie przygotował na tę okazję. I wyciągnął na przywitanie towarzyszom. - Witam bardzo serdecznie, przepraszam za spóźnienie. Musiałem jeszcze szybko do łazienki. - i nieskrępowany usiadł obok Oberhaupta. Grafitowy garnitur z najlepszej jakości poliestru. Oczywiście zapięty na oba guziki. Wypełnienie w ramionach i przydługie nogawki, a na stopach buty ze ściętymi czubkami. Zajął swoje miejsce i szepnął Oberhauptowi - nieźle się odpicowałem co? Tutejsze dziewczyny już mrugały do mnie oczami na ulicy - i szturchnął go łokciem w ramię. Później oczekiwał na rozwój sytuacji, przeglądając swoje notatki...
  12. Lawina, czyli podróż w góry w poszukiwaniu kwiatu szarotki. Jest on symbolem odradzającego się życia i zniesienie go z gór daje swoisty sygnał mieszkańcom Doliny, iż to najwyższa pora do powrotu do codzienności. Zimy w Edelweiss są okrutnie srogie, ale wiosna nadchodzi szybko. Kwiat szarotki to dla ludzi Edelweiss ważny znak! A najwytrwalszy wędrowiec zapisze się w historii Doliny. Zachęcam Was serdecznie do udziału w zabawie, która swoimi zasadami próbuje wtargnąć na niezbadany dotąd obszar. Jeśli interesuje Was przygoda z elementami strategii i fabularyzacji (choć to nie jest konieczne), to nie am co zwlekać! Co trzeba zrobić, aby zacząć zabawę? - Zapoznać się z zasadami [ https://edelweiss.org.pl/viewtopic.php?f=61&t=91 ] - Założyć swój notatnik podróży, który potwierdza chęć uczestnictwa [ https://edelweiss.org.pl/viewforum.php?f=62 ] - Udać się do GRATa - sklepu ze sprzętem wspinaczkowym i zrobić zakupy zgodnie z zasadami (masz 10 pkt. udźwigu) [ https://edelweiss.org.pl/viewtopic.php?p=274#p274 ] Jeśli masz jakieś pytania - nie zwlekaj! Odpowiemy na wszystkie, czym prędzej!
  13. Może uda się rozbudzić ciekawość jeszcze bardziej? Napotkaliśmy na znalezisko historyczne, które wygląda na fragment notatnika. Ciężko powiedzieć, czy to przypadek, czy wszystko można połączyć...
  14. Słyszałem, że Pan Gruner, to całą zimę tam kopał w tym śniegu, więc ja tak na słowo bym nie wierzył. Co więcej, tam ewidentnie coś się trzęsie... no, tylko co to takiego??