• Kocham to! 3
Skocz do zawartości
×
×
  • Dodaj nową pozycję...
  • advertisement_alt
  • advertisement_alt
  • advertisement_alt

Legenda Stalowego Leviatana


Rekomendowane odpowiedzi

Okręt Koribijskiej Marynarki "Maksymilian de Gros", piękny i majestatyczny okręt którego wrak opowiada tragiczną historię jego losów.

Jeżeli was zaciekawiłem, zatrzymajcie się i posłuchajcie.

 

Ciepły czerwcowy wieczór, morskie fale smagane wiatrem niosąc ze sobą morską bryzę przynosiły prawdziwe ukojenie marynarzom pracującym całe dnie w pocie czoła, nic jednak nie zapowiadało tego co ma się wydarzyć. 

Zwodowany zaledwie dwa lata wcześniej pancernik noszący imię jednego z najwybitniejszych ludzi w historii Koribi, prawdziwego patrioty który nawet w najciemniejszej nocy stanowił ostoję światła dla wszystkich którzy zwątpili, Maksymilian de Gros, V kanclerz Koribi, patriota, znakomity wojskowy i wielki człowiek wielkich czynów. 

99633905753129584_t.jpg

OKM Maksymilian de Gros

Jego imię zdobiło okręt który miał swoim rozmiarem wzbudzać podziw i oddawać wielkość należytą imiennikowi na którego cześć został nazwany. Los jednak bardzo szybko postanowił zweryfikować wielkość okrętu wystawiając go na najcięższą z prób. 

Wojnę, która przyniosła chwałę temu okrętowi. Ciepły wieczór który miał być momentem ukojenia stał się prawdziwym piekłem dla marynarzy. Moment gdy wielu z nich już zakończyło pracę przerodził się w początek walki na śmierć i życie. 

Maksymilian de Gros znalazł się bowiem na pierwszej linii ataku nieprzyjacielskich okrętów których celem było zniszczenie wszystkich okrętów cumujących w porcie.

Huk pocisków rozbijających się o pancerny kadłub okrętu postawił na nogi całą załogę. Admirał Artur de Viszela będący w 1915 roku vicedowodzącym Koribijskiej Marynarki Wojennej pełnił w tym czasie swoje obowiązki na pokładzie swojego okrętu flagowego. U wejścia do arsenału morskiego w Ehienbergu dostrzegł on wiele nieznanych mu okrętów które raz po raz oświetlane były błyskami wystrzałów ich dział. Alarm postawił na nogi załogi wszystkich okrętów w porcie, lecz nie było to potrzebne gdyż w tym momencie niebo rozjaśniało tak mocno jakby miało już świtać. Jednak to nie słońce rozświetliło cały port i stojące w nim okręty, wielka eksplozja rozerwała w pół stojący kilkaset metrów od flagowca krążownik "Okchotyk" a szalejące płomienie rozprzestrzeniły się na stojące obok niego mniejsze okręty. 

99633905753129590.jpg

Admirał de Viszela

Admirał wydal rozkaz "Cała na przód!!! i ognia" a okrętowe działa odpowiedziały swojemu przeciwnikowi. Admirał zdał sobie sprawę że jedynym wyjściem z tej sytuacji a raczej rzezi w jakiej się znaleźli jest opuszczenie portu i wyjście na otwarte morze. Wtedy jeszcze nie zdawał on sobie sprawy że tą decyzją uratuje on życie wielu innych załóg. W ślad za okrętem flagowym ruszył bliźniaczy okręt dowodzony przez komodora Wołkowickiego, oba okręty pod ostrzałem nieprzyjaciela wyrwały się z portu odpowiadając przeciwnikowi salwą na salwę. Skupiając na sobie cały ogień nieprzyjacielskich okrętów OKM Maksymilian de Gros oraz OKM Marszałek Gator ocaliły od losu krążownika "Okchotnyk" wiele stojących w porcie jednostek. 

Po niespełna godzinnej batalii admirałowi i jego okrętom udało zmusić się nieprzyjaciela do odwrotu ale o zwycięstwie nie było tutaj mowy, w oddali bowiem wciąż było widać jasną łunę ognia który trawił okręty które pozostały w porcie.

99633905753129591_t.jpg

Zdjęcie wciąż płonących okrętów wykonane dzień po ataku

Admirał de Viszela i wszyscy dowódcy zdali sobie wtedy sprawę że atak ten do dopiero początek, przedsmak tego co nastąpi, tego co już jest nieuchronne. Tej samej nocy zebrał on pod swoją komendą wszystkie okręty które mogły jeszcze walczyć i o świcie wyruszył wraz z 7 innymi okrętami w morze na spotkanie nieprzyjacielowi. Na niego długo czekać nie musiał, do brzegów Koribi zmierzała flota inwazyjna Siedmiogrodu chroniona przez wiele okrętów. Wszyscy na pokładzie zdawali sobie wtedy sprawę że jeżeli ich nie powstrzymają wszyscy o których się troszczą, wszyscy na których im zależało będą w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Szyk okrętów Admirała de Viszela wpłyną przed okręty nieprzyjaciela które odłączyły się od reszty floty. Na pierwszy rzut oka, było ich znacznie więcej, wszelakiej maści okrętów od małych niszczycieli i torpedowców, przez krążowniki na potężnych liniowcach kończąc. Załogi koribijskich okrętów jednak nie zboczyły z kursu, twardą prąc przed siebie.

Rzeczywistość bardzo szybko i brutalnie pokazała że nie będzie to wojna bohaterów a jakiekolwiek starcia przerodzą się w rzeź jakiej nikt jeszcze do tej pory nie doświadczył. Płynący drugi w szyku bliźniaczy okręt Maksymiliana de Gros, Marszałek Gator otrzymał po kilkunastu minutach walki bezpośrednie trafienie w jedną z wierz którą w sekundę rozerwała eksplozja, płomienie zaczęły szaleć po całym okręcie lecz okręt wciąż płyną w szyku za flagowcem. Na każde trafienie w okręty Admirała de Viszela jego załogi odpowiadały pięcioma siejąc spustoszenie w szeregach wroga jednocześnie pokazując ogromna determinację marynarzy i ich okrętów które nieustannie parły na przód.

99633905753129592_t.jpg

Obraz przedstawiający I bitwę na morzu Valhalskim

Admirał zdawał sobie jednak sprawę że w obliczu przeważającej liczby okrętów nieprzyjaciela jego flota skazana jest na zagładę. Po utracie pierwszego lekkiego krążownika "Maxson" który zatoną po otrzymaniu ponad 20 trafień, admirał nakazał komodorowi Wołkowickiemu przejęcie dowodzenia i wycofanie pozostałych okrętów do arsenału morskiego w Eihenbergu w celu przegrupowania i ponownego uderzenia na siły nieprzyjaciela. 

Samemu zaś prowadząc swój okręt zmienił kurs płynąc bezpośrednio w stronę statków nieprzyjaciela skupiając na sobie cały jego ogień pozwalając reszcie floty na ucieczkę.

Dwie godziny, potrzebne były następne dwie długie godziny nim pancernik po otrzymaniu licznych trafień w końcu przechylił się na prawą burtę i po kolejnych 30 minutach ostatecznie zatonął. Z pośród 928 członków załogi ocalało niespełna 318, wśród nich jednak nie było admirała który aż do końca nie opuścił posterunku i swojego okrętu. Przed śmiercią jego załoga i okręt zdołały posłać na dno razem ze sobą jeszcze cztery wrogie okręty. 

99633905753129593_t.jpg

Wrak pancernika spoczywający na dnie po dziś dzień

Poświęcenie załogi okrętów które tego dnia zatonęły pozwolił wojskom zyskać dość czasu by się zmobilizować i odeprzeć inwazję. Bitwa ta przeszła do historii jako I Bitwa na morzu Valhalskim, wszyscy członkowie załogi Maksymiliana de Gros zostali odznaczeni medalem Honoru I klasy zaś sam Admirał Artur de Viszela został pośmiertnie odznaczony orderem Szkarłatnego Serca nadawanym przez kanclerza na wniosek Rigstagu za wyjątkowe akty odwagi i męstwa z narażeniem życia, z przekroczeniem granic oraz ponad obowiązki.

Okręt spoczywa tym samym miejscu po dziś dzień opowiadając jego bohaterskie ale i zarazem tragiczne losy.

 

 

  • Kocham to! 1

8eb9053500921dd86408d26eec6ac359.png

99527777916552134.pngd163f8cdb3f91e7d14a03435118e2fd2.png.86fdf0557357fae59b90edaf1f1fd87c.png1141.png

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
 Udostępnij