Freut Umel, 7 grudnia 2022 r.
Mogłoby się wydawać, że to grudniowe dni stają się coraz krótsze, jednak w Umel każda doba wyglądała tak samo. Ponura aura dawała się we znaki i mocno komponowała z przestrzenią, którą chowała pod swoim mglistym płaszczem. Kiedy do tego dokładany był deszcz, okolica stawała się całkowicie wymarła.
Po ostatniej dyskusji ze swoimi opiekunami, zirytowany postanowił pozbyć się ich wszystkich. Odtąd pozostawał sam i... właściwie zatracił koncepcję swojego panowania w mieście. Nie wiedział nic o okolicy, a ludzie nadal nie darzyli go zaufaniem. Starał się więc jak najczęściej pokazywać na ulicy, jednak zdawać by się mogło, że tym zachowaniem powoduje jeszcze większą ostrożność tutejszych mieszkańców.
Chodził więc sam, zbierając kolejne krople rzęsiście padającego deszczu.
Co jakiś czas oglądał się za siebie. Miał bowiem nieodparte wrażenie, że cały czas jest obserwowany. Ci, którzy go tu przywitali nie byli przypadkowymi osobami. Zdawać by się mogło, że to oni kierują tym miejscem, a on jest jedynie osobą pozorującą normalność.
Stawiał kolejne kroki idąc bez celu, a każde chlupnięcie zalegającej na chodniku wody, odbijało się głucho echem, które potęgowało jedynie uczucie osamotnienia. Miał tak się przynajmniej teraz czuć, bowiem to samotność powoduje największy strach.
- Boisz się śnić? - usłyszał niespodziewane pytanie zza jego pleców.
Nie potrafił wyjaśnić jak to możliwe, iż nie usłyszał odgłosów zbliżającego się nieznajomego. Ten teraz w bliskiej odległości stał za jego plecami, a para wydobywająca się z jego ust, powodowała dreszcze na karku Freutreggera. Odwrócił się ostrożnie, nie potrafiąc ocenić zagrożenia. Tam zobaczył starszego mężczyznę, który równie jak Joachim, chował swoją głowę pod kapeluszem. Spoglądał spod jego szerokiego ronda, łypiąc na Cargalho nieco z boku.
- Czego tutaj chodzisz? To nie czas na spacery... Spać nie możesz, czy też nie chcesz? - dopytywał go dalej.
Cargalho czuł się zdecydowanie osaczony jego obecnością, a gdy tylko próbował nieco zdystansować się od nieznajomego, ten momentalnie skracał tę odległość, jakby chciał wymóc na nim jak najszybszą odpowiedź na zadane pytania. Wyglądał na szaleńca i nie było to właściwie niczym nowym w tym miejscu.
- Odsuń się, albo odeślę Cię do Markusa - Joachim postanowił zaryzykować, chcąc upewnić się jak silnie zakorzeniona w społeczeństwie jest ta postać. Dotąd nie wiedział kim on właściwie jest.
Facet zrobił krok do tyłu, a później się roześmiał!
- Wariat! Wariat! - krzyczał głośno i śmiał się.
- Odeślesz mnie do Markusa? Haha! Powinieneś skończyć na wyspie... - wykrzykiwał - Lepiej się tam udaj! Zanim Markus sam po Ciebie przyjdzie! - i śmiał się nadal.
Później energicznie zbliżył się do niego i przykładając usta do jego ucha, szepnął:
- Powiem Ci coś w sekrecie... Może znajdziesz tam jakieś dzieci... Tylko pamiętaj... Nie zbłądź do więzienia... To nie ta wyspa jest Twoim celem - i oddalił się tak samo nagle, jak wcześniej przybył.
Joachim stał jeszcze przez chwilę w osłupieniu. Dreszcz, który go przeszył kilka sekund wcześniej, nadal był obecny na jego skórze. Czuł, jak kolejne krople wody uderzają o jego ubranie, coraz bardziej przenikając w ich głąb. Markus, druga wyspa i więzienie, które nie jest celem... Czas było poznać choć część z tych tajemnic.