• Kocham to! 3
Skocz do zawartości
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Dziennik Freutreggëra


Joachim Cargalho
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Umelski Ulen, 6.10.2022



- A więc to jest moje biuro? - zapytał stając na wprost wysokiego budynku, którego szara elewacja wprowadzała go w grobowy nastrój. Ciężki stalowe drzwi zaskrzypiały głośno, gdy ujawniły przed nim wnętrze. Stukot jego butów niósł się po długim korytarzu, a migoczące świetlówki syczały złowrogo.

- Proszę pomóż mi, porwali mi dziecko - zawołała kobieta, która nagle pojawiła się w drzwiach, od strony ulicy.
- Odejdź stąd, czym prędzej - odepchnął ją jeden z ludzi, którzy wprowadzili Joachima do budynku.

Drewniane biurko pośrodku wielkiego pokoju było jednym meblem. Na nim stała lampa, która doświetlała jego miejsce pracy.
- Drzwi żeliwne, nie da się ich przebić. Tutaj nie ma okien. Będzie Pan tutaj pracować, a my będziemy pilnować tego budynku. Na dziedzińcu jest miejsce na zaczerpnięcie... - chrząknął - świeżego powietrza. Po skończonej pracy, odwozimy Pana do domu i jedno auto zawsze tam stacjonuje. To naprawdę nieciekawa okolica - wyrecytował, jakby miał okazję to powtarzać codziennie.

Obejrzał dokładnie przedstawione mu mapy. Teren, który otrzymał pod opiekę nie był największych rozmiarów, ale posiadał bardzo ciekawe cechy. Cargalho stał przy biurku, odruchowo szukając za sobą krzesła. Wodził palcem po mapie.
- Te dwie wyspy? Co tam znajdziemy? - zapytał podnosząc wzrok na swojego przewodnika.
- Na jednej jest wiezienie - odpowiedział wskazując palcem tę konkretną.
- A na drugiej? - dopytywał Cargalho.
- Musi się Pan przekonać na własne oczy - zakończył.

Edytowane przez Joachim Cargalho
  • Lubię to 2
  • Kocham to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Umelski Ulen, 7.10.2022

 

Przyszedł czas na pierwsze obejście.

- Pójdę sam - stwierdził stanowczo, gdy dwójka z towarzyszących mu osób już zakładała płaszcze. Popatrzyli się na siebie z wielkim zdziwieniem, jednak nie skomentowali tego, a jedynie posłusznie dostosowali się do jego wyboru.

Brudne uliczki, którymi ciągle płynęły jakieś ścieki, zdecydowanie przypominały rynsztok. Ludzie nie przechadzali się tymi ulicami. Gdy tylko ktoś musiał się tam pojawić, albo przemieszczał się szybkim krokiem przy ścianach zabudowań, albo zmuszali się do biegu, zakrywając twarz rękoma. On natomiast szedł pewnie i widział gapiów w oknach, którzy patrzyli się na niego. Jedni pewnie uważali go za wariata, inni bali się o jego życie. W końcu, na jednym ze skwerów zauważył małą dziewczynkę, która wodziła patykiem po kawałku ziemi. Normalnie, widok ten nie byłby dla niego zaskakujący, jednak tutaj wyglądało to zupełnie inaczej. Wyczuł już klimat tego miejsca, dlatego podszedł do niej.

- Nie powinnaś tu być sama - powiedział stając tuż obok niej, jednak ona nie zareagowała. Machała swoim patykiem niewyraźne wzory. Kucnął więc obok niej i chwycił za ramię.
- Halo!? Słyszysz mnie... gdzie są Twoi rodzice? - zapytał, a ona odwróciła się wbijając w niego wściekłe spojrzenie i szczerząc agresywnie zęby. Powstał szybko i cofnął o krok. Nagle niemal zewsząd zbiegło się pełno wychudzonych psów, które murem stanęły przed dziewczynką i zaczęły ostro oszczekiwać Joachima, zmuszając go do jeszcze kolejnych kroków w tył.

- Lepiej stąd odejść - szepnął mu głos z jednego z okien. Nie miał nawet pojęcia, z którego miejsca dokładnie te słowa padły. Psy nadal zajadały, a dziewczynka stanęła z nimi nadal pokazując swoje kły. Później odwróciła się i gwizdnęła niewyobrażalnie głośno. Psy podążyły za jej krokami, a chwilę później zniknęli za rogiem...

- Życie mu niemiłe?  - było słychać głosy z okien - Powinien wylądować na wyspie, skoro chce z nią zadzierać.

  • Lubię to 2
  • Kocham to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Umelski Ulen, 9.10.2022

 

Poprzedni dzień spędził w swoim domu, z dala od obowiązków. Cały czas zastanawiał się nad wydarzeniami, które spotkały go piątkowego wieczoru. Bieda, którą tutaj zobaczył była realnym odzwierciedleniem potrzeb mieszkańców. Ale dzieci żyjące wraz z hordą dzikich psów były dla niego naprawdę nie do wyobrażenia. Chwycił gazetę, którą wertował dokładnie. Cały czas poznawał ten region i każda informacja była dla niego ważnym elementem układanki.

Cytat

CZY TO JUŻ KONIEC HORRORU?

Można odetchnąć z ulgą i w spokoju wypuścić swoje pociechy na place zabaw. Czyżby ten horror już się zakończył?
Miesiące ciężkiej pracy milicji obywatelskiej, doprowadziły do pojmania czwórki kobiet, które były odpowiedzialne za znikające dzieci.  Tak stwierdzili śledczy i tak też osądziło społeczeństwo. 9 października będzie dniem wyzwolenia od strachu i niepewności. Świecące pustakami szkoły powinny na nowo zapełnić się uczniami, którym rodzice pozwolą opuścić bezpieczne domy. Cztery terrorystki, które dotąd porywały dzieci, zostały schwytane. Od dwóch dni panuje spokój!
Co było motywem? Tego nie wiadomo. Kobiety utrzymują, że są niewinne. Społeczeństwo jednak nie daje się temu podstępowi i słusznie skazuje je na śmierć, która nastąpi w południe już 9 października.

 

Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 11:17. Zerwał się z krzesła i w biegu narzucał na siebie beżowy trencz, który wyróżniał go na szarych, uleńskich ulicach. Szedł co sił w nogach, by dotrzeć na czas. Artykuł wskazywał jeden z parków jako miejsce przeprowadzenia egzekucji. Dotarł na miejsce w niecałe 40 minut, a tam miało się już wszystko dokonać.

spacer.png

- Za chwilę dasz na spokój, szmato! - krzyknął facet, który miał dać znać o dokonaniu mordu.
- Ja nic nie zrobiłam, ludzie! Ja nic nie zrobiłam! - przeraźliwie krzyczała jedna z nich, gdy reszta była już raczej pogodzona ze swoim losem.

- Stop! Stop! Co tu się dzieje?! - wykrzyczał z daleka Cargalho, który podszedł w miejsce niedoszłej rzezi.
- A Ty co za jeden? - powiedział facet, zdecydowanie niezadowolony z obrotu spraw. Ostentacyjnie zerknął za zegarek, który właśnie wybijał południe. 
- Joachim Cargalho, Freutregger. Co to za samosąd? - dopytywał stanowczo.

Facet opowiedział mu tę samą historię, którą Joachim przeczytał w gazecie. Napomknął również o tym, jak często zmieniają się zarządcy tego miejsca. Nie miał sobie za złe, że przewodniczy tej egzekucji, jednak w niesmak była mu obecność - w jego oczach - intruza. Teraz jednak poczuł, że nie można tego skończyć. Zapytał więc - Co mamy z nimi zrobić, jeśli się już tu pojawiłeś?
Dla Joachima było jasne, że trzeba je skierować przynajmniej do więzienia, aby można było to wyjaśnić.
- Wyślijmy je na wyspę - stwierdził bez zastanowienia, wiedząc, że właśnie tam znajduje się zakład karny.
- Na wyspę? - zaśmiał się niepoważnie niedoszły kat - Ale którą? - dodał.

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wśród zgromadzonego tłumu stał mężczyzna w płaszczu i szerokim kapeluszu, w przeciwieństwie do reszty tłumu zachowywał się nadto spokojnie jedynie się przyglądając.

Wyraźnie zainteresował się przybyciem Freutreggera Cargalho i jego poczynaniami wobec samosądu jaki było dane mu oglądać. Wsłuchując się w słowa Freutreggera oraz okrzyki gawiedzi jedynie odszedł kilka kroków dalej odpalając papierosa. 

detective-with-smoke-flipped.gif

 

Gdy usłyszał że kobiety mają zostać gdzieś zabrane bacznie obserwował funkcjonariuszy Milicji którzy wpierw zapakowali cztery kobiety do samochodów a następnie odjechali gdzieś razem z Freutreggera Cargalho.

Mężczyzna zgasił papierosowa i podszedł do wiszącego na ścianie budynku obok automatu telefonicznego, wykręcił numer i po chwili powiedział;

Tak zabrali... Nie mam pojęcia dokąd ale sprawy się przez to trochę komplikują... Tak zdaję sobie z tego sprawę i zadbam aby niczego się nie dowiedzieli, - powiedział mężczyzna odkładając słuchawkę i odchodząc 

 

  • Lubię to 2

8eb9053500921dd86408d26eec6ac359.png

99527777916552134.pngd163f8cdb3f91e7d14a03435118e2fd2.png.86fdf0557357fae59b90edaf1f1fd87c.png1141.png

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Freut Umel, 8.11.2022

 

Pierwszy, spokojny miesiąc. Mgła nad miastem jakby rozeszła się, a do szarych płyt chodnikowych dopadały pojedyncze promienie słońca. Wydarzenia październikowego dnia, głęboko wryły się jednak w pamięć Joachima, który nadal nie do końca wiedział co tak naprawdę o tym sądzić. 

- Myślisz, że zabijamy dzieci? - krzyczała jedna z kobiet, które zostały uratowane przed samosądem. 

A gdzie jest moje? Gdzie jest moja córeczka? Myślisz, że też ją zabiłam?! Szukam jej, cały czas jej szukam... - zalała się łzami, a jej postawa nie wyrażała niczego innego jak smutek, przygnębienie i rozczarowanie - tylko Wy nic nie robicie... - dodała cicho, a później już tylko szlochała. 

 

Pozostałe kobiety nie były tak skłonne do wypowiedzi, ale zdawać by się mogło, że spotkał je podobny los. 

- Dlaczego nas uratowałeś? - zapytała jedna, a on powoli wpadał w osłupienie... 

 

Nic nie było tam normalne. Nawet dziś, gdy sytuacja w mieście się uspokoiła, a na zewnątrz pojawiali się ludzie, nie mieli oni do siebie zaufania i łypali na siebie z dystansem. Więzi społeczne nie istniały, a organy ścigania w ogóle nie funkcjonowały. Porwane dzieci... 

- Jak mogą znikać dzieci, skoro one - do jasnej cholery - nawet nie wychodzą na ulicę? - pytał wtedy ludzi, którzy zostali mu przydzieleni do pomocy.  

Polecił im zająć się kobietami, kiedy sam musiał opuścić Freut, by zająć się innymi obowiązkami. Gdy wrócił, wszystko wydawało się inne... 

Edytowane przez Joachim Cargalho
  • Lubię to 1
  • Kocham to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Freut Umel, 11.11.2022

 

Obowiązki Freutreggera przeplatał z wieloma innymi zajęciami, które wykonywał nie tylko na ziemiach Muratyki. Ludzie, którzy zostali mu przydzieleni do pomocy w zarządzaniu, byli zakorzenieni w tym rejonie, a miasto znali jak własną kieszeń. Tym bardziej zastanawiająca była zmowa milczenia na temat dziwnych wydarzeń mających miejsce w okolicy.

Ludzie byli tutaj przygnębieni i zastraszeni, a pojawienie się obcego przybysza prowadziło do natychmiastowych ucieczek i zamykania się w swoich domach. Ludzie nie rozmawiali tutaj na ulicach, nie przesiadywali w kawiarniach i wydawać by się mogło, że zupełnie zapomnieli czym jest życie towarzyskie. Kto przebywał dłużej na zewnątrz, uważany był za dziwaka, albo... sprawcę tych wydarzeń.

Spokój i atmosfera jakie zapanowały na zewnątrz, po wydarzeniach minionego miesiąca, były relaksującą odskocznią od napiętych dni, kiedy to Joachim obejmował urząd. Dotąd ulice, po których przetaczały się wyłącznie zadrukowane kartki gazet, które zostały porwane przez wiatr, zaczęły zauważać życie. Ludzie przemieszczali się w nieco wolniejszym tempie, choć nadal nie mogli wyzbyć się przyzwyczajeń krycia się za obszernymi kołnierzami swoich prochowców.

Wszedł do biura, w którym nadal siedzieli ci sami mężczyźni, którzy przyjęli go miesiąc wcześniej. Brak okien w głównym pomieszczeniu powodował kotłowanie się dymu, który raz za razem gęstniał, podczas wypalania kolejnego papierosa.
- Czy coś się wydarzyło podczas mojej nieobecności? - zapytał nie udając zdziwienia. Choć nie wiedział o Freutcie zbyt wiele, odmiana ta była dla niego wielkim zaskoczeniem.

Mężczyźni odpowiedzieli mu, że problem sam się rozwiązał zaraz po tym, jak oskarżone kobiety zostały przekazane w odpowiednie miejsce.
- Czyli jednak były winne? - dopytywał.
- Chciałbym z nimi porozmawiać. W końcu będę mógł zobaczyć to więzienie - stwierdził.

Przewodnicy jednak zdecydowanie zostali wprowadzeni w zakłopotanie.
- Obawiam się, że nie będzie to możliwe... - powiedział jeden z nich.

Joachim poczuł wyraźną irytację kolejnym problemem, zapytał jednak spokojnie - Dlaczego?

- Bo wezwał je Markus... - skwitowali.

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Freut Umel, 7 grudnia 2022 r.

 

Mogłoby się wydawać, że to grudniowe dni stają się coraz krótsze, jednak w Umel każda doba wyglądała tak samo. Ponura aura dawała się we znaki i mocno komponowała z przestrzenią, którą chowała pod swoim mglistym płaszczem. Kiedy do tego dokładany był deszcz, okolica stawała się całkowicie wymarła.

Po ostatniej dyskusji ze swoimi opiekunami, zirytowany postanowił pozbyć się ich wszystkich. Odtąd pozostawał sam i... właściwie zatracił koncepcję swojego panowania w mieście. Nie wiedział nic o okolicy, a ludzie nadal nie darzyli go zaufaniem. Starał się więc jak najczęściej pokazywać na ulicy, jednak zdawać by się mogło, że tym zachowaniem powoduje jeszcze większą ostrożność tutejszych mieszkańców.

Chodził więc sam, zbierając kolejne krople rzęsiście padającego deszczu.

spacer.png

 

Co jakiś czas oglądał się za siebie. Miał bowiem nieodparte wrażenie, że cały czas jest obserwowany. Ci, którzy go tu przywitali nie byli przypadkowymi osobami. Zdawać by się mogło, że to oni kierują tym miejscem, a on jest jedynie osobą pozorującą normalność.
Stawiał kolejne kroki idąc bez celu, a każde chlupnięcie zalegającej na chodniku wody, odbijało się głucho echem, które potęgowało jedynie uczucie osamotnienia. Miał tak się przynajmniej teraz czuć, bowiem to samotność powoduje największy strach.

- Boisz się śnić? - usłyszał niespodziewane pytanie zza jego pleców.

Nie potrafił wyjaśnić jak to możliwe, iż nie usłyszał odgłosów zbliżającego się nieznajomego. Ten teraz w bliskiej odległości stał za jego plecami, a para wydobywająca się z jego ust, powodowała dreszcze na karku Freutreggera. Odwrócił się ostrożnie, nie potrafiąc ocenić zagrożenia. Tam zobaczył starszego mężczyznę, który równie jak Joachim, chował swoją głowę pod kapeluszem. Spoglądał spod jego szerokiego ronda, łypiąc na Cargalho nieco z boku.

- Czego tutaj chodzisz? To nie czas na spacery... Spać nie możesz, czy też nie chcesz? - dopytywał go dalej.

Cargalho czuł się zdecydowanie osaczony jego obecnością, a gdy tylko próbował nieco zdystansować się od nieznajomego, ten momentalnie skracał tę odległość, jakby chciał wymóc na nim jak najszybszą odpowiedź na zadane pytania. Wyglądał na szaleńca i nie było to właściwie niczym nowym w tym miejscu.
- Odsuń się, albo odeślę Cię do Markusa - Joachim postanowił zaryzykować, chcąc upewnić się jak silnie zakorzeniona w społeczeństwie jest ta postać. Dotąd nie wiedział kim on właściwie jest.

Facet zrobił krok do tyłu, a później się roześmiał!
- Wariat! Wariat! - krzyczał głośno i śmiał się.
- Odeślesz mnie do Markusa? Haha!  Powinieneś skończyć na wyspie... - wykrzykiwał - Lepiej się tam udaj! Zanim Markus sam po Ciebie przyjdzie!  i śmiał się nadal.
Później energicznie zbliżył się do niego i przykładając usta do jego ucha, szepnął:
- Powiem Ci coś w sekrecie... Może znajdziesz tam jakieś dzieci... Tylko pamiętaj... Nie zbłądź do więzienia... To nie ta wyspa jest Twoim celem - i oddalił się tak samo nagle, jak wcześniej przybył.

Joachim stał jeszcze przez chwilę w osłupieniu. Dreszcz, który go przeszył kilka sekund wcześniej, nadal był obecny na jego skórze. Czuł, jak kolejne krople wody uderzają o jego ubranie, coraz bardziej przenikając w ich głąb. Markus, druga wyspa i więzienie, które nie jest celem... Czas było poznać choć część z tych tajemnic.

 

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Nad Umel coś wisiało. Mieszkańcy przyzwyczajeni byli do tego widoku, lecz niejeden wrażliwy przyjezdny z trudem akceptował to, co malowało się nad jego głową. Gdyby nie powtarzające się echem uderzenia piorunów, można byłoby przypuszczać, że jest to zawiesina smogu. Deszcz też oblewał otoczenie skąpymi strugami, wcale nie przypominając burzy, która obecnie panowała nad miastem.

Gdy @Joachim Cargalhowracał do swojej, raczej mało reprezentacyjnej kwatery, jaką zaoferowały mu skąpe władze Ulenu, przed wejściem do umazanej farbą w spreju klatki schodowej zobaczył dobrze znaną mu kobietę. Opierała się placami o goły mur z zamkniętymi oczami, w ustach trzymając papierosa. Miała na sobie czarny płaszcz, z którym rzadko rozstawała się w Muratyce.

1d95cdb6fcb934a391900f86b1f53271.jpg

Rozmyślała, co było bardzo dla niej typowe, w oczekiwaniu na gospodarza. A gdyby ktoś spytał ją, czemu tu przyjechała, nie umiałaby i nie chciałaby tego wyjaśniać.

Po dłuższej chwili uchyliła powieki, a kiedy w jej lśniących oczach odbiła się sylwetka @Joachim Cargalho, wypuściła ustami powietrze z ledwie dosłyszalnym westchnieniem.

- Wiem, że się mnie nie spodziewałeś… - zaczęła, rzucając papierosa na chodnik i rozgniatając go podeszwą szpilki. - … pewnie powiesz, że głupio się tłumaczę… - tłumaczyła się głupio, rozkładając rece. - … lecz… coś mi mówiło, że powinnam zobaczyć, co się z tobą dzieje. – dokończyła, wzruszając ramionami w geście swoistego zażenowania tym wyznaniem.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzęsiście padający deszcz nie dawał za wygraną, a ulice powoli zamieniały się w rwące potoki, które szukając ujścia gnały przed siebie. On szedł nie zwracając uwagi na zalegającą wodę, zaś jego głowa pełna była rozmyślań nad wszystkim, co się do tej pory wydarzyło; nad tajemnicą istnienia Markusa; nad ludźmi gadającymi od rzeczy i w końcu; nad przewodnikami, którzy cały czas go okłamywali. Wracał do swojej siedziby, mijając kolejne lampy uliczne, których żarówki nie potrafiły utrzymać stałego światła, a ciągle gasły, powodując wokół siebie niepokojący mrok.

Sylwetka osoby, którą zobaczył z daleka opierająca się o budynek jego biura wzbudziła kolejne tego dnia zaniepokojenie. Ściana deszczu skutecznie rozmazywała stojącą w oddali postać. Robił więc kolejne kroki w tym kierunku, a gdy był coraz bliżej, powoli jego oczy zaczęły dostrzegać szczegóły, których tak dawno już nie widział. Przyspieszył kroku, a dotąd nieznajoma postać stawała mu się coraz bliższa. Rozżarzony papieros i czarny płaszcz, w który była odziana... Stałą niewzruszenie pośród spadających kropel deszczu, a twarz jej wyrażała głęboką zadumę.

Podszedł na wprost niej, dotykając jej ramienia.
- Lieselotte? Co Ty tutaj robisz? - to pytanie mogło wydawać się zarzutem, jednak było wyrazem ciężkiego do opisania zaskoczenia. Pytał, jakby chciał się upewnić, że to na pewno kobieta, bez której szara codzienność Umelu wydaje się tylko jeszcze bardziej dołująca. Ona wyrzuciła papierosa i zaczęła tłumaczyć powody swojego przybycia, wyrażając niewinną postawę.

- Zaskoczyłaś mnie.- powiedział, a później objął ją ramieniem i czym prędzej otworzył drzwi, dające im w końcu schronienie nad głową.

Często psuł takie momenty. Olbrzymia radość i jednoczesne zaskoczenie, odbierały mu czucie chwili, a przez to wydawał się oschły i zdystansowany.
- Mam Ci tyle do opowiedzenia... - rzekł prowadząc ją do gabinetu, ale gdy odwrócił się w jej kierunku, zobaczył raz jeszcze przemokniętą kobietę, która cierpliwie wyczekiwała go, stojąc w deszczu bez wiedzy jak długo to oczekiwanie będzie trwało. Zrobił ruch w jej kierunku, przykładając obie dłonie do jej twarzy. Zbliżył się, tak że stykali się niemal czołami.

- Cholernie się cieszę, że Cię widzę...

spacer.png

...i nie chciał mówić nic więcej, choć w jego sercu biła niepowstrzymana radość z jej obecności. Dudniąca w jego duszy burza potrzebowała właśnie tej chwili, w której jego serce zostanie zdominowane słońcem, a uczucia zostaną owładnięte tęczą, której zawsze z wielką ochotą i zniecierpliwieniem się wypatruje. Chciał ten czas dać tylko jej, chciał w końcu pokazać jak bardzo jej obecności tutaj pragnął...

Edytowane przez Joachim Cargalho
  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To właśnie ta oschłość i dystans, sztywnienie na jej widok i głos zdradzający cień niechęci wytrącały Lieselotte z pewności siebie. Był jednym z nielicznych mężczyzn, których nie była w stanie rozgryźć, gdy wypowiadane przez niego słowa przeczyły gestom i mimice.

„Co Ty tutaj robisz?” – spytał, a mimo to objął ją ramieniem.

„Taki właśnie jesteś.” – pomyślała, pozwalając poprowadzić się niepewną do środka.- „Chciałbyś mi powiedzieć, że powinnam wracać do siebie, ale dobre wychowanie i  troska o każde żywe stworzenie, które moknie na twoich oczach w strugach burzowego deszczu, nie pozwala ci powiedzieć tego wprost?”
Weszła do jego gabinetu i stanęła na środku. Był surowy i szary, jak cały Umel… W środku wcale nie poczuła się bezpieczniejsza niż na ulicy, wśród ciekawskich spojrzeń oczu łypiących zza żaluzji otaczających ją bloków.

„Mam Ci tyle do opowiedzenia...” – powiedział, a Lieselotte chciałaby powiedzieć to samo. Pragnęła wyrzucić z siebie to wszystko, co wydarzyło się w ostatnich dniach, lecz gdy zaczęła zbierać myśli, nie była w stanie przedstawić mu tego w żaden racjonalny sposób…

Wtedy nagle położył dłonie na jej twarzy, szepnął to, co pragnęła usłyszeć w tej chwili. Zimny dreszcz przeszył ją na wskroś.

„Czemu on mi to robi?” – Ta myśl była ostatnią rozsądną, jaka przeszła jej przez głowę. Jej ręce bezwiednie spoczęły na jego torsie.

- Joachim… - szepnęła, czując, jak gorąco uderza jej do głowy, a na policzkach pojawia się rozpalona czerwień. - … perfidnie wykorzystujesz moje słabości… - wyznała, licząc na to, że jednak będzie miał dla niej litość.   

 

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zainicjowany moment stawał się dłuższą chwilą, w której on zamierzał wyrazić potrzebę bliskości wobec niej. 

- Jakie słabości? - zapytał równie cicho, z lekkim sarkazmem, jakby zupełnie nie miało to dla niego większego znaczenia. Zamiast tego, spojrzał jej prosto w oczy, które zerkały na niego z błyskiem, jaki mógł dostrzec tylko u niej - uśmiechnął się lekko, a później namiętnie pocałował. 

Ich przemoknięte ubrania uciekały wodą, która wsiąkła w nie podczas pobytu na zewnątrz. Teraz wokół nich powstawał mokry cień na podłodze, który, niczym klepsydra, wyznaczał upływający czas. Oni zaś tkwili w tym momencie: On - szczerze zafascynowany jej przybyciem; Ona - będąca, w jego mniemaniu, właśnie w tym miejscu, w którym być zamierzała. 

Nie chciał się zatrzymywać. Dotąd był często powściągliwy w swoich poczynaniach i ostrożnie stawiał kolejne kroki w ich relacji. Teraz jednak, jej przybycie okazało się dla niego impulsem, który niepowstrzymanie pchał go ku niej, a on nie zamierzał się opierać. Choć nadal był uważny w wyrażaniu swoich myśli i emocji, tym razem pozwalał sobie na dużo więcej. 

- Powinnaś zdjąć te mokre rzeczy - powiedział głupio. Czasami tak właśnie robił - albo gadał za dużo albo za mało. Teraz sam zsunął płaszcz z jej ramion, który ciężko opadł na podłogę. Sam zaś natomiast nie zamierzał zwiększać dystansu pomiędzy ich osobami, dając jej do zrozumienia, że tego wieczoru tak już pozostanie. 

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednak nie miał dla niej litości. Nie wahał się ani chwili dłużej. Sięgał po to, na co miał ochotę w tej chwili i nie pytał jej o zdanie. Najwidoczniej nie obawiał się, że Augentrost się cofnie. Być może dlatego, że wyczuł pod swoją dłonią gęsią skórkę na jej karku? Odczuł na swoim torsie mimowolne drżenie, gdy ją obejmował? U niej, tej Lieselotte, która przecież każdemu innemu mężczyźnie wskazywała, gdzie jest jego miejsce w szeregu i na co mógł sobie pozwolić. Z Joachimem było inaczej. Strach był mu obcy, gardził hierarchią, naginał zasady i czerpał z tego przyjemność.

Gdy ich usta złączyły się, ostatnie myśli rozsądku Lieselotte odpłynęły w nicość. Pragnęła tylko, by nie przestawał. Zawsze w takich chwilach miała do siebie później pretensje, że dała się ponieść i pozwoliła mu z taką łatwością wytrącić sobie stery z rąk. Z nią nigdy nie było to tylko czerpanie z energii niesionej przez chwilę. Taka była, świadomie i podświadomie toczyła wciąż walkę o to, kto dzierży berło i być może to właśnie to podobało się @Joachim Cargalhonajbardziej?

Kiedy zatrzymał się, by coś powiedzieć, nawet nie dotarło do niej, co miał jej do przekazania. Nie potrafiłaby wyjaśnić, skąd to całe pożądanie, które odbierało jej rozum. Dotychczas trzymał choć odrobinę dystansu, dając jej pole do ucieczki. Teraz zdejmował z niej płaszcz, trzymając w uścisku, by nawet nie przeszło jej przez myśl, by to w tym momencie powstrzymać.

- Pewnie myślisz… że właśnie po to tu przyjechałam… - wyraziła dywagacje, jakie toczyły się w jej głowie, gdy doszedł do głosu przebłysk jej osobowości. Wodziła w tej chwili rękami po jego karku – Ale to nie tak… - dodała, kierując wzrok w dół, po czym znów z czułością przyłożyła swoje czerwone wargi do jego ust, skłądajac mu drobne pocałunki. – To ty to zacząłeś. - dodała po chwili.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie czuł potrzeby tłumaczenia tej sytuacji, rozważania swoich zachowań, czy pewnego analizowania ich przyczyny. Wszystkie emocje dokładnie odbijały się w jego zachowaniu, a on uznawał to za zupełnie naturalne. Cieszył się jej obecnością - zerkał na nią, jakby odzyskał dawno zagubiony skarb. Dotykał jej skóry i włosów, jakby chciał się upewniać, że nie jest ona wytworem jego wyobraźni. Poddał się temu nagłemu, pełnego zaangażowania, wybuchowi zafascynowania jej osobą.

Wyczuwał zawahania w jej gestach, jednak nie chciał, by miała choć chwilę na to, żeby mogła uznać je za słuszne. Pewnie nie byłby tak zdecydowany, gdyby i on miał jakiekolwiek wątpliwości. Nie zamierzał już pozostawiać choćby minimalnego miejsca na wyjście z transu, jaki ich owładnął. Ona, jakby próbowała się usprawiedliwiać, czy też zdjąć z siebie odpowiedzialność za te wydarzenia. Wsłuchiwał się w jej słowa i też odchyliwszy się lekko, przyłożył palec do jej ust, dając znak, że nie ma już nic mówić...
- Myślę, że chcę tylko Ciebie... - zamknął ten temat, przygarniając ją jeszcze mocniej do siebie.

To zdanie nie było przypadkiem, a szczerym wyznaniem, które wydobywało się z jego serca. @Femme Mystere stała się nieodłącznym elementem jego życia. Często kroczyli własnymi ścieżkami, a głowy ich zaprzątane były wieloma innymi sprawami. W jego myślach jednak zawsze pozostawał skrawek świadomości, który był zarezerwowany wyłącznie dla niej. A gdy się ona pojawiała, nie rzadko przejmował on kontrolę nad jego poczynaniami.

Nie miało dla niego znaczenia kto zainicjował bieżące wydarzenia, jednak jej słowa, dały mu poczucie przyzwolenia. Chciał, by poczuła się pewnie i nie widziała w tej sytuacji zagrożenia. Wiedział, że lubi ona mieć wszystko pod kontrolą i liczył na to, iż zrozumie, że można czasami świadomie pozostawić wszystko chwili; liczył, że właśnie teraz tak będzie. Świadomie więc zaczynał kolejne etapy emocjonalnej i fizycznej gry, w której uczestniczyli. Każdym swoim ruchem powodował, by była ona jak najbliżej niego; każdym swoim gestem chciał dawać jej poczucie jego pożądania.

Zrzucony na ziemię płaszcz ukazał przed nim białą koszulę, które równie przemoknięta przylegała do jej ciała. Pozostając w uścisku, rozpiął kilka z guzików, a później gładząc ręką po jej szyi, przesuwał się w kierunku barku, odsłaniając go spod materiału. Schylił lekko kark i pokonał dokładnie tę samą drogę swoimi ustami. On już doskonale wiedział czego chce i dawał jej tego wyraźne znaki.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Joachim Cargalho uciął rozmowę jednym zdaniem, najwidoczniej nie mając teraz ochoty na wymiany zdań. Lieselotte miałaby mu coś więcej do powiedzenia, lecz wyjątkowo i chyba podświadomie poszła za jego radą, nie wyrażając już więcej na głos tego, co chodziło jej po głowie.

„On jest taki okrutny.” – myślała, odczuwając ogarniającą ją niemoc. Nie miała w sobie ani woli ani siły, by walczyć z błyskawicami, które przeszywały jej ciało raz za razem, gdy jego ręce wodziły po jej szyi i ramionach.

Był cierpliwy i powoli brnął dalej, realizując swoje fantazje. Bardziej cierpliwy niż Lieselotte, która nie mogąc znieść dłużej słodkich katuszy, sama zaczęła rozpinać mu koszulę.

„Skoro tylko tego chcesz…” – dodała do siebie w myślach, a gdy ujrzała nagą skórę na jego torsie, powiodła palcem od okolic mostka w dół do paska, spoglądając w ślad za nim.. Dłoń pozostawiła na sprzączce paska, a potem podniosła wzrok do góry. Spojrzała mu w oczy, a na jej ustach pojawił się frywolny uśmiech.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dotąd, ich spotkanie przebiegało niczym w zwolnionym tempie, jednak kolejne gesty znacząco przyspieszały obrót spraw. Tłumaczenia stały się zupełnie zbędne. Patrzył na nią oczami pełnymi żaru, który rozbuchany był przez coraz mocniej bijące serce. - A więc to ja zacząłem... - pomyślał sobie, gdy przekornie, z frywolnym uśmiechem, przeszywała go swoim spojrzeniem. Spojrzał się pewnie prosto w jej oczy i utrzymując wzrok odsłonił materiał z drugiego jej ramienia.

spacer.png

* * *

Czasami miał wrażenie, że są jak ogień i woda. Czasami zastanawiał się czy jest dla niego fortuną rozdającą szczęście, czy też przekleństwem wymuszającym ciągłą walkę z przeciwnościami. Niejednokrotnie rozpalała jego serce, by chwilę później hartować je chłodnym spojrzeniem. Chciał, by była u jego boku i jednocześnie pozostawiał jej przestrzeń, będąc w samotności. Teraz stali się jednym, by za chwilę znów być dwojgiem.
- Jesteś wszystkim, wiesz? - powiedział bez zawahania, gdy już na spokojnie spojrzał ponownie w jej oczy. Ich życia tak bardzo kontrastowały, a przy tym tak często przeplatały się ich ścieżki. Dodawała mu skrzydeł i sprawiała, że latał. Chciał, by o tym wiedziała. 

* * *

Gdy ją wtedy zobaczył, pod budynkiem jego biura, radość jaka go ogarnęła, nie tylko spowodowana była szczerą chęcią bycia z nią, ale również z przeświadczenia, że rzeczywiście jej potrzebuje. Wpatrywał się przed siebie, gdy zbierał myśli jak jej to wszystko opowiedzieć. Odwrócił głowę w jej kierunku i tylko się uśmiechnął...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lieselotte stała przed nim, z odkrytymi ramionami, pokrytymi gęsią skórką. Rumieńcami na policzkach.  Z sercem bijącym jak dzwon. Patrzyła na niego, uśmiechał się do niej. I choć nie było w tym uśmiechu ani odrobiny sarkazmu, zaczęło ogarniać ją zwątpienie i niemałe zawstydzenie. Cofnęła dłoń.

- Coś nie tak? – zapytała, cofając dłoń - Myślałam, że… - zaczęła, lecz nie dokończyła. Poprawiła bluzkę na jednym ramieniu. - … a … nieważne. Ja… tylko…  - ciągnęła. – Wiesz, to trochę nie fair.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawahał się wtedy...
...jakby zastanawiał się, czy to na pewno dobra droga. W sumie sam nie wiedział, czy myślał teraz o sobie samemu, czy też jednak o niej. Właściwie nie do końca był w stanie ocenić to jego zawahanie, które było i dla niego sporym zaskoczeniem. Trzymał lekko drżącą rękę z boku jej twarzy, drgającymi palcami gładząc ją po szyi. Zerkał w jej twarz, choć wzrok pewnie zdradzał  zakłopotanie. Był pewien, że i ona to odczuła, a ten fakt był dla niego najbardziej deprymujący. Uśmiech z reguły pomagał mu w takich sytuacjach, tym razem był pewien, że tylko jeszcze bardziej zdradza jego emocje.

Nie chciał się dystansować, jednak ona tak to odczuła. Wiedział o tym, jednak nie było to jego zamiarem. Zachwiał nastrojem tej chwili, lecz nie chciał pozostawiać tego w tym miejscu.
- Wiesz... po prostu myślę, że to nie jest właściwe miejsce... - to zdanie oddało mu trochę stanowczości, gdy pewnie wziął ją na ręce.

Zdarzało mu się już trzymać ją w ramionach, a była to zawsze chwila, podczas której czuł się wspaniale. Może chciał jej tym udowodnić, że może ona na niego liczyć, że jest w stanie być siłą dla niej. Może wtedy właśnie czuł, że ma ją tylko dla siebie.

Przeszedł tak z nią całkiem długim korytarzem, po którym niósł się syk rozgrzanych żarówek. Patrzył na nią wzrokiem pełnym zafascynowania, choć w głębi jej oczach było widać mnóśtwo pytań, które pewnie sobie teraz zadawała, a i on sam nie byłby w stanie na nie odpowiedzieć. Weszli do pokoju, który był jego sypialnią. Pomieszczenie surowe, choć spełniało swoją funkcję.

Położył ją na łóżku i pochylił się tam nad nią, mówiąc - ...ale to jest na pewno właściwy czas.
Rozpiął kolejne guziki jej koszuli, a kącik jego ust drgnął w -wydawać by się mogło - szyderczym uśmiechu, który tak na prawdę był spowodowany ekscytacją i zniecierpliwieniem z dalszego przebiegu wydarzeń.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Joachim Cargalhopołożył Lieselotte na swoim skrzypiącym łóżku. Choć otoczenie nie zachwycało, nikt na to teraz nie zwracał uwagi. Zaczął rozpinać guziki jej bluzki z szyderczym uśmiechem. Widząc jej minę, mógł domyślać się, co teraz działo się w jej głowie. Zapewne zaprotestowałaby, gdyby nie fakt, że wcześniej rozochocił ją do tego stopnia, że nie zamierzała się cofać. Dlatego właśnie z również szyderczym uśmiechem czekała na to, co zamierza jej zaoferować, zmieniając podejście na lekko roszczeniowe. Nie przeszkadzała Joachimowi, ale też, obrażona, nie przejmowała inicjatywy.

„Co za złośliwy typ… Trzeba było słuchać tego, co ludzie o nim gadali. ” – myślała, gdy pod koszulą ukazał się koronkowy staniczek. – „Gra na twoich uczuciach, Augentrost, a ty dajesz się wodzić za nos. Nie możesz być taka uległa. Nie daj się więcej tak sprowokować." – komentowała, wzdychając rozgorączkowana piętrzącymi się pragnieniami i urażoną dumą. – „Zaraz mu pokażę, gdzie jego miejsce.”

- Całuj tutaj. – pokazała palcem na mostek pomiędzy wznoszącymi się góreczkami. Jej policzki płonęły rumieńcami, a mimo to na ustach ukazywała się jej wielkopańska mina.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Emocjonalny rollercoaster i gra jaką wobec siebie uprawiali były czymś, co zdecydowanie nadawało charakteru ich relacji. Kiedy na jej twarzy zobaczył odbicie swojego uśmiechu, od razu wiedział, że sprawy nabiorą nowego obrotu. Umiała balansować pomiędzy uczuciami i sprawnie rewanżowała się za jego zachowanie. Nakręcana w ten sposób spirala budowała pewną wieź, w którą - miał wrażenie - oboje mocno się zaplątali.

Jej twarz, choć przyprawiona buchającym od wewnątrz ciepłem, wyrażała powagę postawy, jaką chciała przybrać. On, widząc to, usunął uśmiech ze swoich ust, choć wewnątrz odczuwał pełną satysfakcję, z którą zgodził się na jej grę.
- Królowo... - rzekł, spoglądając na nią pewnie, gdy zamierzał spełnić jej żądanie.

Skupił się na swoim zadaniu, tracąc ją z pola widzenia. W zamian, rozkoszował się chwilą, którą ona - według przybranej postawy - mu podarowała. Jej skóra nabierała ciepła, wchłaniając jego oddech, a on dokładnie wyczuwał rytm bijącego jej serca. Ręce prowadził po jej żebrach, utrzymując mocny uścisk, wyczuwając każde z nich. Składał kolejne pocałunki, kiedy dłoń skierował ku jej staniczkowi, swawolnie pozwalając sobie na zaczepianie jej, wodząc palcami pod jego materiałem.

Uniósł lekko głowę spoglądając na nią, jakby dawał znać, że ma ochotę na lekką niesubordynację. Zaczął przesuwać się ustami w dół jej brzucha, chcąc spowodować koleje dreszcze przeszywające jej ciało.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na ułamek sekundy uśmiechnęła się ukontentowana, gdy nazwał ją królową. Uczucie satysfakcji było silne, choć natura jej charakteru zawsze pozostawiała gdzieś z tyłu głowy podejrzenie, że zrobił to z przekąsem i tylko by osiągnąć swój cel. Z drugiej strony przecież nie grałaby w tę grę z kimś, kto szczekałby ulegle, jeśli by mu kazała. Nie poddała się więc tym myślom, bo nie było dla niej nic przyjemniejszego niż robić to, z nim i w tej chwili.

Nie odzywała się więcej, tylko czekała na to, co zamierzał dalej zrobić. Wiedział przecież, co ją zadowoli i do tego właśnie zmierzał. Nastawiła się na branie tego, co jej proponował, lecz nie wykazywała już więcej inicjatywy ze swojej strony, gdyż czuła się mimo wszystko trochę urażona. Nie umiała jednak wyjaśnić sama przed sobą, czemu traci dla niego głowę, a każdy ruch z jego strony sprawiał tyle przyjemności. Co i rusz czuła napływające na przemian falami, wypełniające ją ciepłe uczucia do niego, przepełniające zawstydzenie swoją postawą, po wyczekiwaną satysfakcję. To było takie nielogiczne, a jednocześnie takie prawdziwe. I niepowtarzalne.

Gdy zakończyli tę zabawę, a Augentrost była ostatecznie zadowolona z obrotu spraw, położyła głowę na jego torsie i myślała. Nie była tak zimnokrwista jak niektóre kobiety. Podziwiała za to chociażby teściową swojej córki, Anastazję, która była zawsze stanowcza i pewna siebie. Lieselotte nigdy nie miała w sobie spokoju ducha i poczucia stabilności. Całe jej życie przypominało balansowanie na granicy swoich własnych ograniczeń. Gdyby była wystarczająco silna, mogłaby w tej chwili okazać chłód i dystans, by uchronić się przed tym, co było najwidoczniej nieuchronne. Tymczasem ona, choć może powinna okazać swoją niezależność, potrzebowała wziąć od niego trochę ciepła po tym wszystkim.

- Joachim. – zaczęła niepewnie, ostrożnie dobierając słowa. – Nazwiesz mnie głupią… - powiedziała, bo w gruncie rzeczy sama tak o sobie myślała. – Muszę ci to powiedzieć. – ciągnęła, aż w końcu obróciła się na plecy i popatrzyła w sufit. – Przyjechałam tutaj, ponieważ…

Lieselotte zamknęła oczy. Skupiła myśli na wspomnieniach. Zadrżała, przywołując do swojego umysłu to, co wolałaby wyprzeć.

- Miałam sen… - mówiła, jak w letargu. – To były jakieś sceny, nie pamiętam dokładnie. Szłam przed siebie we mgle. Do moich uszu dochodziły niepokojące odgłosy. Krzyki. – zatrzymała się w tym miejscu, wciąż zaciskając powieki. – Nie wiedziałam, co się dzieje. Niczego nie mogłam dojrzeć. Wtedy usłyszałam twój głos. Powiedziałeś tylko: „Lieselotte”. Poczułam rękę na swoim ramieniu. Odwróciłam się i wtedy…

Zwęglona postać

- Postać. Zwęglona. Ulotna. Straszna. – nakryła się mocniej kołdrą. Otworzyła oczy i ze szczerym strachem malującym się na twarzy dodała. – Powiesz, że to tylko koszmar. Ale nie wiesz, co on do mnie powiedział. Powiedział: „Joachim, przyjacielu, idę po ciebie.”

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leżeli chwilę w ciszy, ciesząc się wyłącznie swoją obecnością. Opierała głowę o jego tors, a on bawił się kosmykiem jej włosów. Czuł, ze oddycha głęboko, a myśli zaprzątają jej głowę. Nie miał jednak pojęcia, co to może oznaczać, co siedzi w jej głowie. W odważyła się zacząć, a on słuchał jej w skupieniu. Zerknęła na sufit, unikając kontaktu wzrokowego. Pozostało mu wyłącznie wsłuchiwanie się w wypowiadane przez nią słowa, które nabierały powagi.

Nie chciał jej przerywać, aż nie skończy swojej historii. Wyczuwał stres, który towarzyszył jej przy opowiadaniu o snach, jednak nie traktował tego zbyt poważnie. Objął ją troskliwie, dając jej poczucie bezpieczeństwa, ale nie doszukiwał się jakiegokolwiek znaczenia w tym, co zobaczyła we śnie. Sam rzadko ich doświadczał i choć mówi się, że śnimy każdej nocy, on nie potrafił spamiętać choćby sekundy z jakiejkolwiek mary nocnej.

- Przyjechałaś tu, bo się bałaś o mnie? - zapytał, będąc z tego powodu bardzo szczęśliwy.
- Mgły utrzymują się tutaj tygodniami, jednak żaden duch raczej się nie pojawił - skomentował to, a później podniósł się na łokciach i spojrzał na nią - a jeśli się pojawi, i jest ulotny... zamkniemy go jak dżina w lampie. Niech spełnia później nasze życzenia - stwierdził lekko, chcąc rozładować napięcie.

Później opadł z powrotem na plecy i również spojrzał w górę przed siebie.
- Wiesz... Tu naprawdę dzieją się dziwne rzeczy. Ludzie są dziwni, przestraszeni. Znikają dzieci - wyliczał - jednak na pewno nie jest to wina jakiegoś ducha - spuentował.

Później opowiedział jej o ostatnich wydarzeniach, które miały miejsce. O egzekucji, którą przerwał; o kobietach, które miały skończyć w więzieniu, a zniknęły; o dziewczynie, która rządziła watahą psów; no i facecie, który zasugerował mu wybrać się na wyspę.

- Ta wyspa kryje jakąś tajemnicę, lecz nikt dotąd nie powiedział mi co się tam znajduje. Chcę się tam udać, ale... to może być trochę trudne... Chcesz mi towarzyszyć? - zakończył historię, a później jeszcze raz zwrócił się do niej - mimo wszystko, nic nam tutaj nie grozi - uspokoił ją i podarował buziaka w czoło, dodając - jesteś cudowna - uśmiechnął się na myśl, że przybyła tutaj wyłącznie przez zły sen, w którym groziło mu niebezpieczeństwo.

Był już środek nocy, gdy tak rozmawiali. I choć powinni spać, ciągle leżeli z szeroko otwartymi oczami. Myślał o jej historii i zapytał - Chyba nie boisz się teraz śnić, co? - zupełnie nie zdając sobie sprawy, ze sam to pytanie niedawno usłyszał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Joachimowi wcale nie udało się rozbawić Lieselotte. Tak, jak się spodziewała, nie wziął poważnie tego, co miała mu do powiedzenia. Gdyby było inaczej, pewnie uznałaby, że upadł na głowę, ponieważ sama przed sobą czuła się głupio, że sen tak nią poruszył. Nie wierzyła w duchy ani nic mistycznego, choć Edelweiss niejednokrotnie udowadniało jej, że powinna. Ufała tylko w rozsądek, dlatego cała ta sytuacja wydawała jej się w tym momencie kuriozalna.

- Masz rację, to było głupie z mojej strony. – podsumowała, choć to nie Joachim używał tych słów.

Z uwagą wysłuchała wszystkich historii, jakie miały miejsce w Umelu. Nie raz zmrużyła oczy, gdy przedstawiał niepokojące sceny. Nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. Nigdy wcześniej nie spotkała się z czymś takim. Dotychczasowe życie spędzała pod ochronnym kloszem arystokratycznej ułudy. I nawet nie przeszło jej przez myśl, by ingerować w sprawy „maluczkich”, którzy żyją tym prawdziwym życiem.

- Muratyka to nie nasze piękne Edelweiss. – stwierdziła, a na samo brzmienie słowa Edelweiss poczuła pocieszające ciepło, rozchodzące się w jej duszy. – To wszystko brzmi niepokojąco, Joachim. Możemy żartować sobie, ale szczerze uważam, że publiczne egzekucje i znikanie dzieci to nie jest coś, co można zbagatelizować. Coś dzieje się za twoimi plecami, ktoś prześladuje tych biednych ludzi. – odezwała się ta opiekuńcza część jej osobowości. -Tak długo, jak nie dowiesz się, co za tym stoi, nie będziesz miał pełni władzy we Freucie. – podsumowała. - Skoro już tu jestem, mogę poświęcić jeden dzień, żeby pozwiedzać wyspę. – powiedziała. – Pociąg do Manowców wyjeżdża dopiero o szesnastej.

Obróciła się na bok, podpierając głowę rękami. Miała w sobie pewien dysonans. Miała przecież tyle obowiązków w Edelweiss i Freucie. A mimo to porzuciła to po to, by tu przyjechać.

- Nie. – odpowiedziała Joachimowi.

„Z toba nie.”- dodała w myślach, zamykając oczy i pozwalając, by znów odpłynęła w krainę snów.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chciał, by oceniła swoje lęki jako głupotę, choć rzeczywiście nie umiał tego wziąć na serio. Miał więc nadzieję, że i ona szybko o tym zapomni.
Gdy zgodziła się na towarzyszenie mu w podróży, poczuł dużą ulgę. W takich sytuacjach, traktował ją jako wartościowego partnera, którego zdanie i wiedza przydają się w kryzysowych momentach. Choć zawsze z wielkim uśmiechem przypomina sobie przygody, podczas których wykazywała się zabawną niefrasobliwością. Położyła się na bok i szybko zasnęła.

Chciałby tego samego, jednak jego głowę zaprzątały myśli dotyczące wyprawy. Nie był w ogóle do niej przygotowany. Zerkał na zegarek, który wskazywał 1 w nocy. Wymyślał w głowie najróżniejsze scenariusze kolejnego dnia, nie wiedząc czego tak naprawdę ma się spodziewać, aż w końcu na chwilę odpłynął...

Podświadoma presja nie pozwalała mu na pełną regenerację, a gdy otworzył z powrotem oczy, zegarek wskazywał 3.40.

* * *


- Jak my się tam dostaniemy? - nagle zdał sobie sprawę, że mają przecież przedostać się na wyspę.
Zerknął w kierunku Lieselotte, która twardo spała. Cicho osunął się z łóżka, ubrał niestarannie i udał się do gabinetu, gdzie rozłożył mapę. Później jeszcze zerknął na biblioteczkę, w której szukał jakiś podpowiedzi. Mijały kolejne minuty, a on ciągle nie widział możliwości, aż w końcu znalazł coś, co było jego jedyną nadzieją.

 

* * *

Wchodząc z powrotem do sypialni, nieopacznie naruszył jej dobry sen.
- Czas wstawać, przed nami daleka droga - powiedział cicho.

* * *

Wsiedli do samochodu i ruszyli na wybrzeże, gdzie powinna czekać na nich łódź...


W KOŃCU TAM DOTARLI

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
 Udostępnij