Problem z armią jest taki, że praktycznie nie mamy gdzie ani kiedy jej wykorzystać. Konflikty w mikronacjach często sprowadzają się do zmyślania przez jedną stronę milionów żołnierzy albo do nieuznawania przez jedną stronę działań wojskowych podejmowanych przez drugą stronę. Jak już mamy jakieś konflikty, np. wojna w brodrii, to i tak się kończy na rzucaniu kością, unikaniu starć między realnymi mikronautami i skupianie się na walce z narracyjnym wrogiem. Oczywiście mamy niezastąpioną wartość narracyjną wojska - możemy go używać podczas jakichś reżyserowanych kryzysów, katastrof naturalnych, podbojów obpp.
Jeśli chodzi o wojska w federacjach, to mamy 3 szkoły - brak wojsk prowincjonalnych i silne wojsko centralne, wojsko centralne z autonomicznymi wojskami regionalnymi, silne wojska prowincjonalne mające zobowiązania wobec centrali - brak sił stricte centralnych.
W Insulii mamy coś pomiędzy drugą a trzecią opcją, z tym że prawie nigdy nie używamy tych wojsk. Jak coś trzeba zrobić narracyjne, to interweniują wojska centrali i ewentualnie pomagają prowincjonalne.
W I FN była pełna centralizacja wojska, ale przez to że centrala nie miała głębi narracyjnej, to chyba nikt się nie czuł do centralnych instytucji zbytnio przywiązany. Dopóki centralny urząd się nie wiązał z kontrolowaniem innych, to chętnych na niego nie było.
To, jaki format armiii wybierzemy, zależy od tego, jak rozwinięty będzie region centralny. Nie wyobrażam sobie scentralizowanych wojsk bez kontrolowania przez centralę jakiegoś dużego obszaru z miejscem na bazy wojskowe. Nie wyobrażam sobie silnych wojsk prowincjonalnych, kiedy mamy do bronienia ziemi centrali. Moja propozycja jest prosta - jeśli centrala ma być jednym miastem, to idźmy w rozwinięte armie prowincji, które miałyby zobowiązania wobec centrali. Jeśli centrala ma być rozwiniętym i większym regioniem, to idźmy w silne wojska centralne i ograniczone lub brak wojsk prowincjonalnych.